niedziela, 30 października 2011

Mała syrenka, czyli dla prawdziwej miłości wszystko!


   NOTKA SPECJALNA! 
 
  Ta notka poświęcona będzie dla ,,Małej syrenki”. Jednak to nie będzie recenzja tej uroczej bajki Disneya, ale moje przemyślenia na jej temat.I w tej notce nie znajdą się zdjęcia mojego autorstwa, a grafiki z Google grafika.
  Nie mam nic do całej fabuły. Jest nawet ciekawa, a do tego taka urocza :D Ale też i trochę naiwna. Jakoś mnie nie dziwi, że ojciec tak łatwo ufa swojej ukochanej córce, którą bądź, co bądź kocha bardziej niż inne (i to też mnie nie dziwi) mimo tego, że ciągle przysparza mu problemów i ogóle się go nie słucha (też tak mam).
  Jednak od sceny z Urszulą (wiedźmą morską) i już do końca filmu dręczyła mnie jedna myśl. Że ta historia pokazuje ile to można zrobić i ile poświęcić żeby zdobyć faceta swoich marzeń i snów chodź nigdy na oczy nie widziało się prawdziwego człowieka.
 Ariel poświęciła: swój ogon, głos, możliwość nie zobaczenia już nigdy więcej ojca, sióstr innych syren oraz swoich podwodnych przyjaciół. Sporo jak dla jednego faceta. Zwłaszcza, że nie ma za bardzo możliwości odwrotu ze względu na kontrakt, ale tez i bez niego. Jednak zawsze można liczyć na interwencje kochanego ojca- króla mórz i oceanów- Trytona. No i tu też jest kłopot, bo pomoc z jego strony jest raczej możliwa tylko, jeżeli Ariel będzie znajdowała się nieopodal lub nad brzegiem morza/oceanu. W innym przypadku może być z tym kłopot. O i jeszcze następna sprawa czy nasz książę z bajki okaże się tak samo kochający, liryczny i opiekuńczy, co przez te dwa dni, kiedy był z księżniczką mórz. Przypominam, że trzeciego dnia Urszula zmieniła się w niczego sobie dziewczynę i zaczarowała (nie oczarowała) księcia głosem Ariel, który na mocy kontraktu odebrała syrence.  I czy przypadkiem jak się znudzi księciu ona i jej głos (kolejne przypomnienie- o najpierw zakochał się w jej głosie) nie zamknie jej w zamku razem z dziećmi, a sam nie wyruszy w poszukiwaniu nowej lubej. Albo na odwrót. Ona go zostawi. Następna sprawa dzieci. Czy ich dzieci będą ludźmi czy syrenami? Albo czy jeżeli będą ludźmi, będą potrafiły zmienić się w syreny? Nie muszę raczej wyjaśniać, o co mi chodzi.I nie szkodzi, że istnieje kontynuacja ich losów. Mam na myśli tak pięć lub dziesięć lat po tym jak zawarli święty związek małżeński. 
   Jest tyle wątpliwości dotyczących przyszłości naszej pięknej czerwonowłosej, że trudno je tu wszystkie w kilku zdaniach wymienić.  I ciągle pojawiają się nowe pytania. Chodź by te podstawowe. Czy warto było tyle poświęcać? I czy na pewno Ariel i Eryk żyli długo i szczęśliwie? Tego zapewne się już nigdy nie dowiemy.
 A może… jednak… ktoś w przyszłości wpadnie na pomysł zrobienia ekranizacji różnych baśni powiedzmy pięć albo dziesięć lat po ślubie naszych milusińskich (chodź kontynuacja tego filmu jest ). To mogłoby być nawet ciekawe, ale tylko i wyłącznie pod warunkiem, że dalszy ciąg napisze ktoś, kto naprawdę się na tym zna, a nie jakaś przypadkowy scenarzysta lub pisarz z ambicjami, ale bez talentu do układania słów w logiczną całość.   

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz